piątek, 9 marca 2012

r. PIĄTY


Rozdział 5 :
          
W tym momencie cudem przecisnęła się do mnie Zosia. Uśmiechnięta od ucha do ucha. Co ją tak rozweseliło ?! Ta cała banda ludzi, która weszła do mnie jak gdyby nigdy nic ?! Przecież matka mnie za to zabiję. Nie żebym była jakąś posłuszną córeczką, która nie potrafi się rozerwać, ale to była lekka przesada. W moim domu było ponad...pięćdziesiąt osób. Na pewno nie mniej. W całym tym gronie zauważyłam KILKU znajomych, ale reszta ?! Przez ten chwilowy szok zapomniałam całkiem o tym, że dopiero wstałam i to, że stoję w szlafroku to jeszcze nic...jak ja musiałam wyglądać. Od razu ruszyłam na górę, ale zatrzymała mnie Zosia. Zareagowałam negatywnie.
  - Co Ci jest ?!- oszołomiona spojrzała na mnie. Jak to.. niech już ona lepiej nie udaję. Kto inny jak nie Zośka mógł sprowadzić tę bandę do mojego domu. Chciało mi się  na nią krzyczeć, ale postanowiłam ogarnąć moją słabą cierpliwość. Nerwy pomału, ale opadały. Wzięłam dwa wdechy.
  - Co mi jest ?- powiedziałam cicho... na razie. Przecież nie mogę tam zejść i wydrzeć się na nich żeby wynosili się stąd. Wyjdę na idiotkę, sztywną dziewuszkę. Podrapałam się po głowie i odwracając się na pięcie chciałam iść się odświeżyć, ale Zosia szła za mną...z wyjaśnieniami.
 - No przepraszam, ale to nasz ostatni dzień...wiedziałam, że Twojej mamy nie będzie...niestety za dużo osób troszkę się przybłąkało i ponadto zgubiłam gdzieś Wikę... – jąkała się jakbym miała ją zagryźć. Ta...moja mina pewnie na to wskazywała. No i chwileczkę...troszkę ?! Wiedziała jaki mam kontakt z mamą a odwaliła mi taką kaszanę.
  - doskonale wiesz, że nie mogę...nie mogłam nigdy zapraszać takiej ilości osób, ale nie myślisz ! Więc nawet nie odpowiadaj. Nie wiem jak to zrobisz...ale w moim domu nie mogą zostać- burknęłam. Trochę żałowałam, że uraziłam ją słowami, że nie myśli, ale wie że jestem wściekła... zrozumie...chyba. Odwróciła się i zeszła na dół. Czyli, że nie zrozumiała ?
 - yyyhh.. !! – wydarłam się na całe piętro i weszłam do łazienki. Po piętnastu minutach zeszłam na dół już w dobrym stanie można tak to ująć. Ludzie rozgościli się na dobre. Lodówka była już chyba pusta. W oddali spostrzegłam Wiktorię, pokiwałam aby mnie zauważyła. Na próżno. Musiałam się do niej przecisnąć, jednak gdy z ledwością przechodziłam ta zdążyła się oddalać. Zaczęłam ją wołać, ale jakiś matoł włączył muzykę na cały regulator. W tym momencie ktoś złapał mnie za rękę. Wiktoria pomyślałam. Błąd. Dawid z mojej byłej już klasy. To nawet on tu był ?! jeej...miło wiedzieć. Przywitał się i dziękował za zaproszenie. Absurd totalny...byłam wkurzona także nie miałam zamiaru wyżywać się na nim, uśmiechnęłam się i szukałam dalej Wiktorii. Długo nie musiałam tego robić bo stała na schodach.
 - No w końcu ! Nie słyszałaś mnie ?! – próbowałam przebić swój głos, ale muzyka była zbyt głośna. Najwyraźniej Wika i tak usłyszała bo przecząco pokiwała głową. Pociągnęłam ją na górę aby wszystko mi wyjaśniła. Niestety dużo się nie dowiedziałam. Wiedziała, że Zosia wpadnie po nią, ale nie poinformowano ją o tym tłumie. Po jej twarzy wywnioskowałam, że nie była zadowolona z posunięcia naszej przyjaciółki, która w tym momencie albo się bawi tam na dole albo siedzi gdzieś wielce obrażona. Wysłałam do niej sms’a z pytaniem gdzie jest, ale nie łudziłam się, że mi odpiszę. Poprosiłam Wiktorię aby mi pomogła, ta uśmiechnęła się i zasalutowała jak żołnierz. Miło wiedzieć, że chociaż u niej mam wsparcie. Nasz plan ? Wkręcić ludziom, że pod domem Sandry będzie impreza. Sandra to dziewczyna, która mieszka dwa domu dalej a jej dom wygląda jak trzy moje. Doszłyśmy z Wiką do wniosku, że nie będzie tak wściekła jak ja jestem teraz. No to do roboty. Wyszperałam z pokoju mamy stary megafon, który nie był używany od lat. Już przyłożyłam go do ust, ale zamiast zacząć mówić kichnęłam i to strasznie głośno...plus fakt, że do megafonu dało głośny huk. Wszyscy zwrócili na mnie uwagę. Zrobiło mi się ciepło...jak ja tego nienawidzę. Miliony oczu patrzące na mnie a po chwili śmiech...taa ubaw z kichania. Wika szybko przetarła kurz z ustnika i przekazałam jak najszybciej i w miarę wyraźnie wiadomość. Sandra i jej reakcja mnie zdziwiły totalnie. Potwierdziła to automatycznie i pierwsza wybiegła z mojego domu, cała reszta zaraz za nią. Po kilku sekundach dom był pusty.
 - Bingo !- krzyknęłam zwycięsko przybijając „żółwia” z Wiką. Zaproponowała, że pomoże mi w sprzątaniu. Przytuliłam ją mocno. Jak dobrze wiedzieć, że jest taka kochana i zawsze kiedy potrzebuję pomocy jest przy mnie. Moje myśli poszły na głos. Wiktoria uśmiechnęła się i puściła oczko, po chwili zabierała się do roboty. Chciałam zrobić to samo, ale przede mną stała Zośka. Smutna, zła...już nie potrafiłam odczytać jej wyrazu twarzy.
 - Nie poszłaś z nimi ?- zapytałam tak cicho, że nie byłam już nawet pewna czy to usłyszała.
  - Ja nie jestem gdy tego potrzebujesz ?- tyle powiedziała. Usłyszała rozmowę z Wiką i teraz jest zazdrosna czy.... co?? Wiele razy jej mówiłam, że ją szanuję za to co dla mnie robiła w przeszłości. Nie czekała na odpowiedź wyszła tak szybko, że nie zdążyłam tego spostrzec.
Wieczorem siedziałam z laptopem czekając na wiadomość od Zosi. Mam wyrzuty sumienia, że tak to wszystko odebrała. Po krótszym zastanowieniu stwierdziłam, że pójdę do niej. I chodź było już bardzo późno... bynajmniej tak, że na ulicach radośnie nie będzie... ubrałam czarną bluzę. Tak na marginesie wyglądała jak po starszym bracie. Wyszłam z domu bez wiedzy mamy. Do jej domu miałam jakieś cztery przecznicę stąd. Przez połowę drogi naprawdę nie było przyjemnie. Ledwo widziałam krawężnik, przez co prawie wywaliłam się na tyłek. Nasza ulica nie jest jakaś najgorsza, ale lubiło psuć się tu oświetlenie. A więc ciemności nie pomagały mi w tej wycieczce. I do tego wszystkiego ta głupia myśl, że ktoś mnie śledzi. Rozglądałam się, ale na próżno. Po trzech minutach widziałam światła do jej domu. No w końcu ! Cieszyło mnie to, że nie wiem co to strach jeśli chodzi o ciemności i tym podobne. W tym momencie ktoś przerwał moje myśli szarpiąc mnie w jakąś uliczkę. Wydarłam się na tę osobę...nawet zaczęłam klnąć, ale bez skutków. A więc w ruch poszły nogi i kopnęłam osobę w... nawet nie wiem jaką część ciała... było zbyt ciemno. Upadła. Tak to była dziewczyna. Zlękłam się, że najprawdopodobniej zrobiłam jej krzywdę. Zaczęła stękać z bólu. Tylko...głos był tak bardzo mi znany...bliski. W końcu przypomniałam sobie, że wzięłam telefon. Jak najszybciej wyjęłam go z kieszeni i rozświetlony już skierowałam ku dziewczynie.
  - Co Ty wyrabiasz ?!- wydarłam się przerażonym głosem na....

_____________________________________________________
Przy opiniach (ale nie tu) widzę, że ktoś czyta, ale maało. Trudno. Mówiłam, że mi to nie idzie -,- POPROSZĘ JESZCZE RAZ. KOMENTUJCIE TU... A NIE NA FBL :D < 3 Dzięki z góry :)

5 komentarzy:

  1. zżera mnie ciekawość, jesteś okrutna <3
    czekam na nastęępny:D
    i zapraszam do czytania mojego badziewia^^

    OdpowiedzUsuń
  2. Boski ♥ Zapraszam do mnie my-dream-onedirection.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Boski, czekam na nastepny :P

    http://ineedtheonething.blogspot.com/ zapraszam:P
    Em

    OdpowiedzUsuń