poniedziałek, 26 marca 2012

INFORMACJA

Cześć. Głupio zrobiłam nie dodając tu wpisu, że piszę inne opowiadanie, które ma 3 rozdziały.
Całkiem inna historia i serdecznie was zapraszam :* 
Komentarze mile widziane. Są dla mnie ważne ! :33
+ na tamtym jest większe zainteresowanie więc kończę z tym :)


wtorek, 13 marca 2012

r. SIÓDMY


Rozdział 7 :

No i znów. Wzrok na zegar. 12.05 . Że co ?! No do cholery...jeszcze może w ogóle nie wylecę. Jak najszybciej się odświeżyłam, ubrałam. Ale spokojniej sprawdziłam zawartość mojej walizki czy wszystko jest. Niewiadomo jaki byłby wyjazd ja zawsze czegoś zapominałam. Nieważne czy mały drobiazg...zawsze coś. Autokar do miasta z którego miałyśmy wylot miał być na 13.00. Zostało mi pół godziny. Wow ! Dobra jestem. Telefon ! Szybko rzuciłam się na łóżko, obmacując całe bo gdzieś go zapodziałam. W końcu znalazłam, spadł za łóżko. On tak lubi... Trzy sms ! Zosia i niecierpliwa Wika z dwiema wiadomościami. Po prostu tak bardzo chciało mi się uśmiechać patrząc na wiadomość od Zosi. Napisała, że wszystko ma, ponieważ mamusia jak to ona określiła. A mówiła tak na nią tylko wtedy gdy ją wspomagała, tak czy siak obdarowała ją ważnymi rzeczami i załatwiła dowód. Ta to ma wtyki. Od razu zadzwoniłam i oznajmiłam, że bardzo się cieszę i praktycznie to jestem gotowa. Dzwonek. Szybko zbiegłam i otworzyłam drzwi. Na samym początku stała Wiktoria uśmiechnięta od ucha do ucha. Widać, że tak samo szczęśliwa z wyjazdu jak ja. Ale nie była sama. Przyszła z moimi najbliższymi kumplami. O tak, ta to wiedziała co ma zrobić. Musiałam się z nimi koniecznie pożegnać. Zaprosiłam wszystkich i czekaliśmy jeszcze na Zosię, która już była w drodze.
-  Dobrze, że się pogodziłyście i tak w sumie to zauważ, że ja nie sprowadziłam obcych – zaśmiała się wrednie. Uśmiechnęłam się tylko...nie chciałam już w ogóle do tego wracać. Po kilku minutach była już Zośka. Czy ona się wyprowadza ?! Dwie dość spore walizki i torba. Ja mam jedną walizkę i plecak. Wiktoria troszkę więcej ode mnie, ale ta to już oszalała. Stwierdziła, że jest gotowa na każdą pogodę, każdą imprezę oraz ten cholerny występ. Dodała jeszcze, że jest w gotowości nawet jeśli pójdziemy  na chłopaków. A no i podkreśliła, że miło by było gdyby znalazła takiego faceta jak ten Louis z One Direction. No tak miałam ich sprawdzić w necie. Nie ma czasu. Szybko wyszłyśmy. Męczarnia aby dojść z tymi walizkami. W końcu po piętnastu minutach siedziałyśmy już na swoich miejscach w autokarze.
 - Zośka co Ty się tak odstawiłaś jakbyśmy nie wiadomo gdzie jechały ? – cisze przerwała Wiktoria pytając przyjaciółkę. Miała rację, Zosia pierwszy raz od kilku miesięcy ubrała sukienkę. Ostatnio przestała pokazywać swoją cudną figurę.
 - Wiesz...jestem gotowa na spotkanie z chłopakami – taa...od zawsze flirciara. Dlatego z Wiktorią doszłyśmy do wniosku, że powinna znaleźć chłopaka.
 Jechałyśmy już dobre dwie godziny. Spałam na samym początku a przeglądając moją galerię w telefonie widzę, że dziewczyny dobrze się bawiły. Czas na rewanż. Dwa cudne zdjęcia z ich telefonu jak smacznie śpią. Słodko. No i co ja mam robić jak one  śpią w dobre. No to może mój przyjaciel laptop. Po dziesięciu minutach obejrzałam wszystkie strony jakie mam w zwyczaju oglądać. No tak, mam czas w końcu sprawdzić tych One Direction. Oglądając zdjęcia usłyszałam mruczącą Zosie a byłam przy zdjęciu Louis’a. Przez resztę podróży przyjaciółka wyjaśniła mi jak i Wiktorii, który jest którym. Wysłuchałyśmy ich piosenek. Dla mnie spoko, Wika tak sobie. Nie jej gust muzyczny. Ale powiedziała, że dla niej najładniejszy jest...ten w lokach. Teraz przypomnieć sobie lekcje Zośki....Harry ! Tak, właśnie. Osobiście stwierdziłam, że wszyscy są seksowni, ale Zayn przypadł mi najbardziej do gustu.
 Teraz już śpieszyłyśmy się na lotnisko, za jakieś dziesięć minut mamy wylot. Wiktoria była zawiedziona, że nie pochodzimy po sklepach, ale chyba zapomniała, że niedługo będziemy w miejscu gdzie narobi sobie zakupów....o nawet nie chce o tym myśleć.
 Gdy czekałyśmy zauważyłam, że bardzo dużo ludzi wybiera się tam gdzie my. Bardzo dużo młodych ludzi. Młodych chłopców dodała...no Zosia wiadomo. Samolot miał lekkie spóźnienie, ale siedząc już na swych miejscach...ta nawet nie siedziałam z dziewczynami. Jakaś dziewczyna, na moje to mój wiek i chłopak...bardzo przystojny chłopak. Szczerze mówiąc powinnam być zadowolona.
 Lecieliśmy już jakąś godzinę. A w tym czasie poznałam siedzącą obok mnie dziewczynę imieniem Aschley. Przyjechała do Polski do rodziny z tego co zrozumiałam, dziewczyna nie umie mówić po polsku. A mój angielski nie był zły, ale gdy już ktoś nawija z taką prędkością jak ona ciężko zrozumieć dosłownie każde słowo. Anglicy przecież jak i my mają swój slang co mi nic nie ułatwiało bo go nie znałam za bardzo. A chłopak ? Miała na imię Filip i leciał do Londynu po to co ja. Wakacje ! Moi „sąsiedzi” byli bardzo fajni, dzięki Bogu, że właśnie na nich trafiłam bo obserwując kobietę siedzącą obok Zosi...no współczułam jej. Kobieta przy sobie, z muzyką klasyczną na ful i...może ominę to część, kogo ta baba obchodzi. Poinformowano nas, że lądujemy. Odwróciłam się do dziewczyn podekscytowana tym, że zaraz znajdziemy się w pięknym miejscu może nie miasto na resztę mych dni, ale Brytania mnie się tak łatwo nie pozbędzie.
Stałam już z walizkami na lotnisku czekając na dziewczyny, które wlekły się jak nie wiem co. Po chwili ujrzałam, że w moją stronę kieruję się Filip wraz z Aschley.
 - Dlaczego nam tak uciekłaś przecież nie chcesz się nas tak pozbyć po prostu nie ? – poruszając w bardzo śmieszny sposób wypowiedział się chłopak. Mówił do mnie po polsku także Asch stała jak wryta nie wiedząc o co się rozchodzi, uświadomiliśmy ją. A potem wymieniliśmy się numerami bo jeśli będą mieszkać w mieście gdzie ja to nie będzie trudno o spotkanie. Pożegnałam się z tą dwójką i podeszłam do kolejnej- Wika z Zośką.
- No tak już wyrwałaś chłopaka !- udawane oburzenie Zochy.
- Może lepiej już chodźmy co ? – burknęła Wiktoria.
Droga z lotniska do naszego hotelu... trwała jak dla mnie wieczność. W końcu dotarłszy tam i gdy pokazano nam gdzie znajduję się nasz pokój byłam już szczęśliwsza.
 - Mamy w trójkę pokój ?! Przecież z Zosią się tak nie da ! Plus fakt, że ona siedzi w łazience godzinami - Wiktoria zdziwiona....i może trochę zła powiedziała szybko i zwięźle.
 - Wredna...- Zośka burknęła dodając: -nie widziałaś pokoju także milcz!- szturchały się jak dzieciaki, ale ja już marzyłam o łóżku. Moim własnym.
Wbiegłam i rzuciłam się na łóżko...najlepsze łóżko. Teraz to ja zachowałam się jak dzieciak. Oj nieważne. Dziewczyny jak zauważyłam nie miały nic do tego. Pokój był świetny. I co najważniejsze wielki. Miałyśmy własne łazienki plus cudny salon, w którym w moich myślach siedziałyśmy jak szlachcianki i dobrze nam z tym było. Ta moje myśli.
 - Zakupy ! – to słowo. To nienawidzące przeze mnie słowo wyrwało się tej wrednej dwójce. W życiu mnie nie zostawią tu w spokoju.
 - Ale ja chcę spać !- postawiłam na swoim, ale to na nic. Musiałam, nie było już żadnego wyboru. Trochę ciężko było nam się połapać gdzie co się znajduję, ale znając język udało się bez problemów. Mnie to ucieszyło, im szybciej te zakupy, tym szybciej będę w łóżku. Tak, będę się pysznić tym, że jest najwygodniejsze na świecie.
TRZY DOBRE GODZINY! A my nadal w sklepach. Było mi niedobrze. Zawsze mi się robi słabo gdy miesza mi się smród we wszystkich sklepach po kolei. Nie powiem ciuchy były super, ale ja serio nie miałam ochoty, nic nie kupiłam.
 - Słuchajcie ja wychodzę...poczekam tu gdzieś niedaleko- z ledwością to powiedziałam, byłam tak padnięta, że to było okropne ale tak hard. Nigdy chyba nie chciało mi się tak spać. Chodź muszę dodać, że przez czas gdy dziewczyny przewaliły wszystkie półki w poszukiwaniu swoich ulubionych ciuchów, ja grzecznie siedziałam na krześle czy fotelu. Zależy co znajdowało się w danym sklepie i jak głupia pisałam sms’y z Filipem. Serio sympatyczny gość. Wychodząc ze sklepu skupiona byłam na odpisywaniu. Śmiałam się do ekranu mojej komórki...teraz dopiero zorientowałam się, że pewnie głupio to wygląda, ale nawet nie uniosłam głowy co było błędem ! Ktoś.. a nawet kilka ktosiów wpadło na mnie z taką siłą, że usłyszałam trzask którejś z moich kości a telefon wyleciał gdzieś na ulicę.
 Ujrzałam tylko, że jakieś osoby się podnoszą...dzięki, w końcu mi lżej pomyślałam a po chwili wymówiłam na głos. Chyba....już nie wiem co wygadywałam.
- Cholera ! Nic Ci nie jest ?! Chodź pomogę Ci – mili ludzie, ale i tak z jakiej przyczyny do cholery wbiegli na mnie jakby nie wiadomo co się stało !
- dziękuję- burknęłam gdy ktoś mnie podniósł. Skierowałam wzrok na ulicę. Telefon był.... w najmniejszych kawałeczkach.
 - Pięknie ! – wydarłam się wskazując na komórkę. A po chwili...piątka ? taa chyba...piątka osób patrzyła na...telefon jeśli można go jeszcze tak nazwać.
- Bardzo Cię przepraszamy...nikt z nas Cię nie zauważył- usłyszałam smutny głos chłopaka. Nie mogłam nawet spojrzeć na nich wszystkich, ponieważ moje oko było zbyt spuchnięte.
 - TO komórka ! a Ty ?! Trzeba jechać do szpitala!- ten sam głos...ta osoba która mnie podnosiła, strasznie troskliwa osoba.
 - Czy was goniło stado do licha ciężkiego ?- powiedziałam spokojnie, ale byłam zła nie powiem, że nie.
 - Tak jakby..- usłyszałam całkiem nowy głos. Z lekkim śmiechem odpowiedział. A ten troskliwy dalej przeżywał jakbym miała zaraz umrzeć. Jeej...
- Nieważne...pójdę do przyjaciółek- machnęłam ręką...nie wiem czy można było to uznać za pożegnanie. Chciałam już iść, ale poczułam, że ktoś łapie mnie za dłoń.
 - Nie ma mowy, to nasza wina, teraz już jesteś w naszych rękach- chyba się uśmiechnął....nie wiem nie widziałam dokładnie !
- Jeśli nie chcecie mnie zostawić w spokoju...nie mam wyjścia- nie miałam ochoty się uśmiechać, przedstawiłam się tylko. Wypowiedzieli swoje imiona, ale...coś mi nie pasowało. Ktoś wpajał mi już te imiona... Nie ważne boli mnie oko ! Chcę szybko” pozbyć się” bólu.

niedziela, 11 marca 2012

r. SZÓSTY

Rozdział 6:

Co Ty wyrabiasz ?!- wydarłam się przerażonym głosem na...Zośkę !
- Weronika ?! – chyba nigdy jej nie widziałam takiej zdziwionej. Kogo ona chciała porwać ?! Czy cokolwiek zrobić, ale przeraziłam się na myśl co ona kombinowała.
 - A kogo Ty się spodziewałaś ?- zapytałam spokojnie trochę jeszcze z strachem w głosie. Patrzyła na mnie...wiedziałam, że szukała odpowiedzi na miejscu. Za dobrze ją znam. Szturchnęłam ją lekko bo zauważyłam, że ucieka od odpowiedzi.
 - Nie ważne... Gdzie łazisz po nocy ?- burknęła. Wiedziałam, że ją to nie interesuję ze względu na to, że wciąż była na mnie zła. Ale temat zmienić...no tak chętnie. Moim zdaniem doskonale ogarnęła to, że szłam do niej dlatego postanowiłam w ogóle nie odpowiadać.
  - Na co Ty się obraziłaś... przecież wiesz, że byłam wściekła... – ciężko mi się o tym mówiło bo jednak rzadko się z nią kłócę. I do tego wszystkiego jestem słaba w godzeniu się. Patrzyła na mnie smutno a zauważyć to mogłam bo jakieś pięć minut temu włączyły się lampy.
 Mi jak i zarówno jej nie chciało się o tym gadać. Nienawidziłyśmy się kłócić oczywiście tak samo było z Wiktorią. Chwilę jeszcze patrzyłyśmy na siebie i w nieoczekiwanym momencie przytuliła mnie mocno wymawiając to słowo godzące....prawie wszystkie kłótnie „przepraszam”. Po chwili zaczęły lecieć jej łzy...kolejna...a po niej cała lawina.
 - przecież nic się nie stało...spokojnie- nie wiedziałam co mam powiedzieć. Dlaczego tak wybuchła płaczem !?
  - dziękuję Ci za wszystko...przepraszam, że odwalam takie rzeczy, ale wiedz, że lecimy jutro z Wiką i nikt nie zepsuję nam tych wakacji- troszkę uspokojona wymruczała. Utwierdziłam ją w świadomości, że o tym wiem. Dodała jeszcze, że nie będzie mięczakiem i wystąpi solo jeśli już musi w tym konkursie. Przytuliłam ją mocno, widać było, że właśnie tego teraz potrzebuję. Jednak w tym wszystkim nie pasowało mi to dlaczego rzuciła się na mnie... O kogo jej tak naprawdę chodziło ? Nie chciałam naciskać, ale jest moją przyjaciółką traktuję ją jak drugą siostrę nie powinna mieć tajemnic.
  - Od rana...nie było mnie w domu. – zatrzymała się, ale nie przerywałam, najwyraźniej to ciężki temat. – Nie mogłam wrócić bo najpierw chciałam znaleźć gościa, który mnie....okradł- ledwo dokończyła to zdanie. Co ?! Okradł ?! Byłam... zła ? Czy smutna za to co ktoś jej zrobił.. Nie wiem, ale od razu runęło mnóstwo pytań z moich ust ‘jak to?’ ‘czy widziała kto?!’ i co jej zwinął ?!
 - no torbę...miałam tam portfel, telefon...no do cholery wszystkie ważne rzeczy !- wściekłość z niej wychodziła. Nie dziwiłam się. Ale co ona chciała....sama go złapać ?! To niedorzeczne. Moje myśli oczywiście wyszły z ust, ale Zosia wzruszyła ramionami. Nie myślała trzeźwo.
  - No a dzwoniłaś na policje ?!- szok nie chciał zostawić mnie tym razem w spokoju, nie mówiąc już o mojej słabej cierpliwości. Dzień w dzień jestem z nią...no przez cały dzień. A teraz cholera nie ! Wina przeszła na mnie... Tych myśli już nie wyrzuciłam z siebie. Kłótnie ! Kto powiedział, że nieraz prowadzą do dobrego ! Nigdy...
Jakąś godzinę przesiedziałam u Zośki omawiając wszystko z jej mamą, do której niechętnie zwróciła się moja przyjaciółka. Ale nie było wyjścia. W tej torbie były przecież dokumenty i wiele rzeczy, które już NA JUTRO potrzebowała. Było późno...nawet bardzo. Musiałam wracać jeśli jutro przed południem miał być wyjazd. Mama Zośki chodź blisko było do mojego domu...odwiozła mnie. Nic dziwnego była się o mnie, już nawet Zośka marudziła, że albo samochód albo ja zostaję na noc.
W domu już tylko rozmyślałam o tym wszystkim. Oby nic się nie popsuło. Dość już wrażeń, położyłam się i czekałam na ten...mam nadzieję DOBRY dzień i najlepsze wakacje.

________________________________________________________________
Krótki....no, ale wiem, że Ci co czytają chcą już One Direction :DD
także streszczam się. A ten rozdział miał tylko utrudnić całą sytuację.Także KOMENTUJCIEE DZIĘKI < 33333333

piątek, 9 marca 2012

r. PIĄTY


Rozdział 5 :
          
W tym momencie cudem przecisnęła się do mnie Zosia. Uśmiechnięta od ucha do ucha. Co ją tak rozweseliło ?! Ta cała banda ludzi, która weszła do mnie jak gdyby nigdy nic ?! Przecież matka mnie za to zabiję. Nie żebym była jakąś posłuszną córeczką, która nie potrafi się rozerwać, ale to była lekka przesada. W moim domu było ponad...pięćdziesiąt osób. Na pewno nie mniej. W całym tym gronie zauważyłam KILKU znajomych, ale reszta ?! Przez ten chwilowy szok zapomniałam całkiem o tym, że dopiero wstałam i to, że stoję w szlafroku to jeszcze nic...jak ja musiałam wyglądać. Od razu ruszyłam na górę, ale zatrzymała mnie Zosia. Zareagowałam negatywnie.
  - Co Ci jest ?!- oszołomiona spojrzała na mnie. Jak to.. niech już ona lepiej nie udaję. Kto inny jak nie Zośka mógł sprowadzić tę bandę do mojego domu. Chciało mi się  na nią krzyczeć, ale postanowiłam ogarnąć moją słabą cierpliwość. Nerwy pomału, ale opadały. Wzięłam dwa wdechy.
  - Co mi jest ?- powiedziałam cicho... na razie. Przecież nie mogę tam zejść i wydrzeć się na nich żeby wynosili się stąd. Wyjdę na idiotkę, sztywną dziewuszkę. Podrapałam się po głowie i odwracając się na pięcie chciałam iść się odświeżyć, ale Zosia szła za mną...z wyjaśnieniami.
 - No przepraszam, ale to nasz ostatni dzień...wiedziałam, że Twojej mamy nie będzie...niestety za dużo osób troszkę się przybłąkało i ponadto zgubiłam gdzieś Wikę... – jąkała się jakbym miała ją zagryźć. Ta...moja mina pewnie na to wskazywała. No i chwileczkę...troszkę ?! Wiedziała jaki mam kontakt z mamą a odwaliła mi taką kaszanę.
  - doskonale wiesz, że nie mogę...nie mogłam nigdy zapraszać takiej ilości osób, ale nie myślisz ! Więc nawet nie odpowiadaj. Nie wiem jak to zrobisz...ale w moim domu nie mogą zostać- burknęłam. Trochę żałowałam, że uraziłam ją słowami, że nie myśli, ale wie że jestem wściekła... zrozumie...chyba. Odwróciła się i zeszła na dół. Czyli, że nie zrozumiała ?
 - yyyhh.. !! – wydarłam się na całe piętro i weszłam do łazienki. Po piętnastu minutach zeszłam na dół już w dobrym stanie można tak to ująć. Ludzie rozgościli się na dobre. Lodówka była już chyba pusta. W oddali spostrzegłam Wiktorię, pokiwałam aby mnie zauważyła. Na próżno. Musiałam się do niej przecisnąć, jednak gdy z ledwością przechodziłam ta zdążyła się oddalać. Zaczęłam ją wołać, ale jakiś matoł włączył muzykę na cały regulator. W tym momencie ktoś złapał mnie za rękę. Wiktoria pomyślałam. Błąd. Dawid z mojej byłej już klasy. To nawet on tu był ?! jeej...miło wiedzieć. Przywitał się i dziękował za zaproszenie. Absurd totalny...byłam wkurzona także nie miałam zamiaru wyżywać się na nim, uśmiechnęłam się i szukałam dalej Wiktorii. Długo nie musiałam tego robić bo stała na schodach.
 - No w końcu ! Nie słyszałaś mnie ?! – próbowałam przebić swój głos, ale muzyka była zbyt głośna. Najwyraźniej Wika i tak usłyszała bo przecząco pokiwała głową. Pociągnęłam ją na górę aby wszystko mi wyjaśniła. Niestety dużo się nie dowiedziałam. Wiedziała, że Zosia wpadnie po nią, ale nie poinformowano ją o tym tłumie. Po jej twarzy wywnioskowałam, że nie była zadowolona z posunięcia naszej przyjaciółki, która w tym momencie albo się bawi tam na dole albo siedzi gdzieś wielce obrażona. Wysłałam do niej sms’a z pytaniem gdzie jest, ale nie łudziłam się, że mi odpiszę. Poprosiłam Wiktorię aby mi pomogła, ta uśmiechnęła się i zasalutowała jak żołnierz. Miło wiedzieć, że chociaż u niej mam wsparcie. Nasz plan ? Wkręcić ludziom, że pod domem Sandry będzie impreza. Sandra to dziewczyna, która mieszka dwa domu dalej a jej dom wygląda jak trzy moje. Doszłyśmy z Wiką do wniosku, że nie będzie tak wściekła jak ja jestem teraz. No to do roboty. Wyszperałam z pokoju mamy stary megafon, który nie był używany od lat. Już przyłożyłam go do ust, ale zamiast zacząć mówić kichnęłam i to strasznie głośno...plus fakt, że do megafonu dało głośny huk. Wszyscy zwrócili na mnie uwagę. Zrobiło mi się ciepło...jak ja tego nienawidzę. Miliony oczu patrzące na mnie a po chwili śmiech...taa ubaw z kichania. Wika szybko przetarła kurz z ustnika i przekazałam jak najszybciej i w miarę wyraźnie wiadomość. Sandra i jej reakcja mnie zdziwiły totalnie. Potwierdziła to automatycznie i pierwsza wybiegła z mojego domu, cała reszta zaraz za nią. Po kilku sekundach dom był pusty.
 - Bingo !- krzyknęłam zwycięsko przybijając „żółwia” z Wiką. Zaproponowała, że pomoże mi w sprzątaniu. Przytuliłam ją mocno. Jak dobrze wiedzieć, że jest taka kochana i zawsze kiedy potrzebuję pomocy jest przy mnie. Moje myśli poszły na głos. Wiktoria uśmiechnęła się i puściła oczko, po chwili zabierała się do roboty. Chciałam zrobić to samo, ale przede mną stała Zośka. Smutna, zła...już nie potrafiłam odczytać jej wyrazu twarzy.
 - Nie poszłaś z nimi ?- zapytałam tak cicho, że nie byłam już nawet pewna czy to usłyszała.
  - Ja nie jestem gdy tego potrzebujesz ?- tyle powiedziała. Usłyszała rozmowę z Wiką i teraz jest zazdrosna czy.... co?? Wiele razy jej mówiłam, że ją szanuję za to co dla mnie robiła w przeszłości. Nie czekała na odpowiedź wyszła tak szybko, że nie zdążyłam tego spostrzec.
Wieczorem siedziałam z laptopem czekając na wiadomość od Zosi. Mam wyrzuty sumienia, że tak to wszystko odebrała. Po krótszym zastanowieniu stwierdziłam, że pójdę do niej. I chodź było już bardzo późno... bynajmniej tak, że na ulicach radośnie nie będzie... ubrałam czarną bluzę. Tak na marginesie wyglądała jak po starszym bracie. Wyszłam z domu bez wiedzy mamy. Do jej domu miałam jakieś cztery przecznicę stąd. Przez połowę drogi naprawdę nie było przyjemnie. Ledwo widziałam krawężnik, przez co prawie wywaliłam się na tyłek. Nasza ulica nie jest jakaś najgorsza, ale lubiło psuć się tu oświetlenie. A więc ciemności nie pomagały mi w tej wycieczce. I do tego wszystkiego ta głupia myśl, że ktoś mnie śledzi. Rozglądałam się, ale na próżno. Po trzech minutach widziałam światła do jej domu. No w końcu ! Cieszyło mnie to, że nie wiem co to strach jeśli chodzi o ciemności i tym podobne. W tym momencie ktoś przerwał moje myśli szarpiąc mnie w jakąś uliczkę. Wydarłam się na tę osobę...nawet zaczęłam klnąć, ale bez skutków. A więc w ruch poszły nogi i kopnęłam osobę w... nawet nie wiem jaką część ciała... było zbyt ciemno. Upadła. Tak to była dziewczyna. Zlękłam się, że najprawdopodobniej zrobiłam jej krzywdę. Zaczęła stękać z bólu. Tylko...głos był tak bardzo mi znany...bliski. W końcu przypomniałam sobie, że wzięłam telefon. Jak najszybciej wyjęłam go z kieszeni i rozświetlony już skierowałam ku dziewczynie.
  - Co Ty wyrabiasz ?!- wydarłam się przerażonym głosem na....

_____________________________________________________
Przy opiniach (ale nie tu) widzę, że ktoś czyta, ale maało. Trudno. Mówiłam, że mi to nie idzie -,- POPROSZĘ JESZCZE RAZ. KOMENTUJCIE TU... A NIE NA FBL :D < 3 Dzięki z góry :)

czwartek, 8 marca 2012

r. CZWARTY


Rozdział 4 :

 No i oczywiście wyczucie czasu Zosi... sms : „Oglądam nagrania. Nie chcę tego robić sama. Może to zły pomysł.. odpuśćmy sobie...” Rozumiem ją. To znaczy można tak powiedzieć. Nie występowałam nigdy przed ludźmi nawet nie byłabym w stanie. Chyba jestem najbardziej nieśmiałą osobą na tej planecie. Nie przepadam za tym uczuciem gdy wiem, że gromada ludzi przygląda się mi, słucha a ja uważam aby tylko nie walnąć gapy. Ale chcę w końcu przezwyciężyć ten cholerny strach. Jak znam Zosię ma tak samo jak ja. Tylko, że ją już trudniej przekonać do jakiejkolwiek decyzji. W szczególności jeśli chodzi o jej strach przed widownią. Na razie to był ostatni nasz problem. Co do tego kłopotu...mamy czas. Przecież tu chodzi o nasze wakacje i to, że mamy w końcu czas tylko dla siebie. Cała nasza trójka. Nikt nie będzie nam rozkazywał, pilnował czyli można to przeczytać w skrócie...rodzice ! Miło będzie poznać tam jakiś ludzi. Chodzić na koncerty, bawić się na imprezach. Po prostu się wyszaleć jak nigdy. Wiktoria przeżywa to, że możliwością jest spotkanie jakiś sław. Nie interesuję mnie to. Mam swoich ulubieńców muzycznych i tak dalej, ale jednak to zwykli ludzie....fakt z wielkim talentem jeśli wzbili się tak wysoko. Dla mnie nie robią szału. W życiu nie rzuciłabym się na jakąś gwiazdę. Piszczące fanki, które chcą chociaż dotknąć swojego ulubieńca. No, ale ludzie.... spokojnie on też ma uczucia, a co najważniejsze własne życie ! Ale jesteś sławny...automatycznie tracisz swoją prywatność co według mnie jest najgorszą stratą w życiu. Jestem trochę tak jakby samotnikiem...kiedy mam ochotę. Nie wytrzymałabym tego że nie mam sekundy dla siebie... plus to, że cały świat będzie wiedział co zjadłam na obiad. Chore no nie? Zdecydowanie tak. Ale jak kto woli. Wika nie spuściłaby oczu ze swoich autorytetów... tak nazywa wszystkich, których uwielbia słuchać, oglądać... no cóż. Ona akurat zauroczona jest w zespole Coldplay. Lubię. Płyta. To jej ostatni prezent świąteczny ode mnie. Ucieszyła się jak nigdy. Ja...słucham wszystkiego co mi do ucha wpadnie. Nie mam swojego stylu muzycznego. Zosia...to jest zagadka mojego życia. Ona nie żyję muzyką tak jak ja czy Wiktoria. Śpiewa różne piosenki...te znane z kanałów muzycznych. Ale nigdy nie dawała po sobie poznać, że wielbi w jakiś sposób zespół, wokalistę czy wokalistkę. Ostatnio zwróciłam uwagę tylko na to, że powiedziała coś o chłopcu z jednego brytyjskiego zespołu. Pierwszy raz usłyszałam nazwę. Oświeciła mnie, że byli w x-factorze tylko...najdziwniejsze jest to, że z takimi programami jestem na bieżąco...  nawet zagranicznymi. Musiałam chyba ich pominąć. One Direction. Chciałam sprawdzić kim są, ale nie jest to teraz istotne. Powiedziała, że idealny chłopak dla niej.. jak i piosenkarz jest Louis z zespołu One Direction. . Za nic nie pamiętam nazwiska. Nie wiem jak wygląda. Nie mam czasu na pierdoły. Ale wkrótce sprawdzę ten boysbend, ponieważ muszę dowiedzieć się czegoś o mojej przyjaciółce jeśli chodzi o muzykę. Byłam już zmęczona. Jutro pożegnania i ostatni dzień zabaw w Polsce. Wzięłam prysznic, ubrałam piżamę...czyli zwykła koszulka z majtkami. Zaplątałam te niesforne włosy w warkocz i po chwili otulona byłam moją kołderką, która czuwa nad tym abym nie miała koszmarów. Od dziecka to sobie wpajam.
Na drugi dzień gdyby nie jakiś hałas z dołu dalej smacznie bym spała. No kto to do cholery ?! Zbiegłam na dół, po drodze założyłam szlafrok. Co jest ?! Na schodach tak jak ustałam, tak nie chciałam się ruszyć. W moim domu była cała gromada ludzi.


_________________________________
Chwilowo będą krótkie, ponieważ chcę was już przenieść do chwili 1D bo może was takie nie interesuję :D PROSZĘ O KOMENTOWANIE TU....ZALEŻY MI JEDNAK :) Dziękuję za wszystkie miłe słowa :*

wtorek, 6 marca 2012

r. TRZECI


Rozdział 3 :

Nie mówiąc już o tym, że myślała nad tym i się wahała. Ciszę przerwała Zosia
- po części dlatego...zaproponowałam ten cały wyjazd- mówiła tak cicho, że ledwo co można było ją usłyszeć. Treść kartki dotyczyła casting'u. Jest jeszcze aktualny. Do końca lipca. Wymyśliła wyjazd właśnie teraz.. dlatego ? To miało się odbyć w Londynie. Teraz to już nawet można założyć, że załatwiając nam hotel postarała się aby było blisko miejsca przesłuchania. Wiedziałam, że jest w niej coś co skłoni ją do ujawnienia talentu. TYLKO SZKODA, ŻE WCZEŚNIEJ SIĘ NIE POCHWALIŁA.
 - Wiesz...nie wierzę, że wzięłaś pod uwagę jakikolwiek występ- uśmiechnęła się Wiktoria patrząc na Zośkę. Ta tylko wzruszyła ramionami. Spojrzałam na dziewczyny. Widziałam na ich twarzach tą niechęć do występu przed gromem ludzi. No, ale chwila. To tylko casting na którym nie ma być widowni. Zwróciłam na to uwagę.
- Ale...jeśli dalej byśmy się dostały...to na większej scenie – niechęć w jej głosie nasilała się z każdym następnym. Przytuliłam się do niej, to samo zrobiła Wika. Wiedziałam, że Zosia myśli o tym jak stoi na scenie i jest główną osobą, że to ona odpowiada o to co stałoby się z nami dalej. Po dziesięciu minutach położyłam dłoń na stolik na znak, że wchodzę w to choćby nie wiadomo co się działo. Nic nie mamy do stracenia wręcz przeciwnie. Albo dowiemy się, że nie mamy kierować się ku temu marzeniu albo, że jesteśmy dobre i warto brnąć w to dalej. Wika zrozumiała aluzję i automatycznie położyła dłoń na mojej uśmiechając się promiennie jakby czytała mi w myślach. Odwzajemniłam uśmiech i oby dwie teraz...spoglądałyśmy na Zosię, która wpatrzona była gdzieś.. na stary obraz, który kiedyś dostała moja mama. Wiktoria złapała Zosię za rękę uśmiechając się. A trzeba jej przyznać, że jej uśmieszek jest rozbrajający i nikt mu się nie oprze. W pewnym momencie zobaczyłam jak nasze dłonie się złączyły lecz Zosia spuściła głowę śmiejąc się, ale nie był jak na razie to radosny śmiech. Przytuliłyśmy się wszystkie.
   - Tak cholernie was nienawidzę za to, że nie chcecie ze mną śpiewać- popchnęła nas śmiejąc się...już radośniej. Na co ten małpiszon liczył? Mamy wygrać a nie wszystko schrzanić moim głosem. Spojrzałam na Wiktorię i jak to ona zrozumiała. Znów „czytała mi w myślach”
  - Ty chyba nie możesz za siebie kochana ! – machała rękami, kiwała przecząco głową. Zaśmiałam się. Jeszcze coś z tym zrobimy. Mamy czas.
  Wieczorem zaczęłam się pakować aby  jutro mieć czas na pożegnanie się... z tymi z którymi trzeba będzie. Przez tą całą akcje zapomniałam o całej reszcie ludzi z którymi trzymam od długich lat. Muszę w końcu się z nimi zobaczyć ! Usłyszałam jak drzwi wejściowe otwierają się. Mama. Zbiegłam na dół, chciałam wszystko jej opowiedzieć. W sumie to na co ja liczyłam....
 - hej, mam wieści – wzięłam od niej torbę z zakupami i odłożyłam w kuchni.
 - no mów – nie patrząc na mnie zdjęła płaszcz i poszła wypakowywać zakupy. No tak...Norma co Cię to obchodzi?!- pomyślałam. Nie ważne..i tak jej wszystko powiem aby nie czepiała się, że nic nie wiedziała. I powiem bo chcę komuś się tym pochwalić ! Zaczęłam opowiadać jej o tym co Zosia zaproponowała i o tym, że zdecydowałyśmy się wystąpić i sprawdzić się. Jej mina była....obojętna ? Można tak to określić. Gdy wszystko z siebie wyrzuciłam nastąpiła cisza. Nic !? Serio nic nie powiesz... –myślałam,  że zaraz wybuchnę.. No powiedz coś miłego.... Nie chciało mi się już nawet uśmiechać.
 - chcesz śpiewać ? – w końcu coś wydukała. Ale może lepiej żeby już tego nie robiła....nigdy we mnie nie uwierzy! Chciało mi się płakać...
  - nie...chcę grać na gitarze lub pianinie...- przerwała mi.
- aha. Ale Ty grasz amatorsko. – nie patrzyła na mnie. Usiadła na kanapie w salonie. Chciałam się wydrzeć ! Wygarnąć jaka jest wredna...ale mam do niej szacunek w końcu jest moją matką. Pobiegłam do swojego pokoju. Gdybym tylko chciała.. gdybym chciała dowaliłabym jej tak, że nie otworzyłaby już ust! Nie wiedziałby co powiedzieć.... Zapięłam walizkę. Teraz już bardzo się cieszyłam, że mnie tu nie będzie. Poszłam się wykąpać i od razu poszłam spać. Jutro muszę wstać wcześniej.... o nie! Nienawidzę porannych pobudek... Skrzywiłam się tą myśl. No i oczywiście wyczucie czasu Zosi...sms :




No witam, jest trójeczka, ale nie podoba mi się..... yh no cóż :DD Mam nadzieję, że ktoś czyta + przepraszam, że taki krótki. I jeśli już piszę...to chciałam podziękować wam, niektórym za te miłe słowa :)) Wiedzcie tylko, że przykład biorę z was laski <3333 Dzięki. Miłego :*

niedziela, 4 marca 2012

r. DRUGI


Rozdział 2 :

Minęły dwa dni odkąd omówiłyśmy cały wyjazd z dziewczynami. Zośka wzięła wszystko na siebie i postanowiła załatwić bilety no i całą masę innych rzeczy jak nocleg i tym podobne. Zgodziłyśmy się z Wiktorią od razu, ponieważ mama Zośki ma dobre wtyki jeśli chodzi o Londyn. W końcu otrzymałam sms’a od Zośki. Czekałam na niego od dwóch dni. Napisała w nim, że ma bilety no i wylot będzie za trzy dni. Zatkało mnie. Dlaczego tak szybko ? Nic nie zdąrze zrobić... No, ale cóż zachciało nam się wyjazdu to postanowiłam, że spędzę te trzy dni z moją mamą. Ona jest tu sama. Gdy była jeszcze moja siostra miała chociaż do kogo się odezwać. Pytałam wielokrotnie ojca czy nie czas aby przyjechał. Widzę przecież, że czuję się samotnie. No trudno, ze sobą jej nie wezmę.
W południe nudziłam się jak nigdy. Mama wyszła do mojej babci. I po co ja się o nią martwię jeśli ona nawet nie zwraca na mnie uwagi i na to, że za chwilę przez dwa miesiące mnie nie zobaczy. A z czasem...może wcale. Tylko na święta. Nieistotne. Pomyślałam, że posprzątam w pokoju, może znajdę coś co przyda się mi w Londynie. Ku mojemu zdziwieniu co znalazłam ? Moje stare pudło z pamiątkami.. oczywiście pamiątki związane z Zośką i Wiktorią. Stare płyty z naszymi nagraniami, wygłupiałyśmy się chodź w tym wieku to niezbyt normalne. Ale co nas to obchodzi. Uśmiechnęłam się sama do siebie widząc cudne rysunki Wiktorii. Oczywiście dziś ona wyśmiałaby te dzieła, albo najlepiej spaliła. Dziś jest profesjonalistką Schowałam wszystko do plecaka nie przeglądając nawet co tam się jeszcze znajduję. Napisałam do dziewczyn żeby przyszły do naszej ulubionej kawiarni. Jesteśmy tam już znane przez chyba każdego pracownika. Przebrałam się, wzięłam plecak i wyszłam. Nie zostawiłam nawet mamie wiadomości bo doskonale wiem, że nie wróci szybciej ode mnie. Po piętnastu minutach byłam na miejscu. Widząc mnie, Ewa... a no tak... Ewa pracuję tu od....jeej niepamiętnych mi czasów. Jest jedną z moich ulubionych pracowników. Przywitałam się i zapytałam czy dziewczyny już przyszły.
- przecież wiadomo gdzie je szukać – odparła uśmiechnięta patrząc na mnie z pod swojej długiej grzywki. Strasznie mi jej szkoda...Ona nie ma czasu nigdy dla siebie. Pracuję to od rana do wieczora, ponieważ od roku zbiera na studia. Jest ambitna szkoda żeby nie mogła uczyć się dalej. Rozumiem ją szczerze mówiąc. Po tym gdy to powiedziała doskonale widziałam, że siedzą przy „naszym” stoliku. Przywitałam się jeszcze z innymi, których mijałam po drodze.
 - Słychać was już przy wejściu – to było moje powitanie.
 - cześć, cześć –  Wiktoria jak zwykle roześmiana. Zośka odpowiedziała tak samo. One są nienormalne.
 - w życiu nie uwierzycie co znalazłam... – chciałam mówić dalej, ale słysząc te słowa Zośka nie potrafiłaby milczeć.
  - Moją starą prostownicę, którą miałaś mi dawno oddać – wredna małpa no ! Wyciągnęłam w jej stronę język i niech się wypcha.
   - oddam Ci ją, ale nie o to mi teraz chodzić – w tym momencie wysypałam na stolik moje skarby. Automatycznie wyjęłam telefon i zrobiłam zdjęcie dziewczynom. Za dobrze je znam, wiedziałam jaka będzie ich reakcja.
 - dobra zamknijcie te buzie i podziwiajcie- przesunęłam wszystko w ich stronę. W kawiarni chyba tylko nas było słychać bo dziewczyny śmiały się jak powalone. Ja z nimi, ale powstrzymywałam ten durny śmiech. Jejj jak go nienawidzę. Wiktoria widząc swoje prace ? No musiałam się zaśmiać. Zośka powiedziała tylko, że jak najszybciej chcę zobaczyć te nagrania. Dla mnie spoko. Wyszłyśmy i ruszyłyśmy w stronę mojego domu. Przez całą piętnasto minutową drogę Wika przeżywała te według niej.... okropne rysunki. Myślałam, że ją rozszarpię ale ona miała zamiar to zrobić moim rysunkom. W końcu doszłyśmy. Ja dałam szybko dziewczynom picie i włączyłam pierwszą płytę, na której było jak śpiewałyśmy niektóre stare utwory. Jeej to były czasy. Dziewczyny chyba też się wzruszyły. Zośka rzuciła tylko, że fajnie by było robić coś takiego znów. Wcale nie głupi pomysł. Miałam już dość tego, że siedziałyśmy cicho widząc, że każda coś potrafi. Ale nie ma co się oszukiwać... jesteśmy strasznie nieśmiałe.
  - fajnie by było...pokazać się gdzieś a nie wciąż nagrywać..- nieśmiała wypowiedź Wiktorii. Uśmiechnęłam się do niej. Wiedziała, że oznacza to, że się z nią zgadzam. Zośka wyśmiała nas i tyle. Nie rozumiem najbardziej jej.. to ona właśnie potrafi śpiewać....ja zajęłabym się instrumentami. Wiktoria zawsze robiła za tak jakby chórek. To właśnie można zobaczyć w nagraniach. Po chyba.... godzinnej rozmowie i wpajaniu Zosi, że to nie jest durny pomysł jak ona to mówi... umilkła. Nie wiedziałam z Wiką czy to znaczy, że się zgadza czy wręcz przeciwnie i nie ma co się wysilać. W tym momencie Zosia wyjęła z kieszeni strasznie pogniecioną kartkę. Delikatnie ją rozwijała, ponieważ w każdej chwili mogła się rozpaść i nie byłoby szans na to, żeby cokolwiek z niej wyczytać.
    -przepraszam, ale bardzo długo ją tu trzymam i nieraz była w praniu- wymruczała pod nosem. Po chwili zobaczyłam słaby uśmiech na jej twarzy. Wika zdążyła zobaczyć co jest na niej napisane. Jej zdziwiona mina tylko bardziej wzmocniła moją ciekawość a więc szybko wyczytałam jej treść. Nie mogłam uwierzyć, że ta małpa schowała to i nie pokazała nam. 



To mamy drugi..widzę, że praktycznie nikt się nie  interesuję. No trudno. Po części robię to dla siebie :))

czwartek, 1 marca 2012

r. PIERWSZY

Rozdział 1:



Otworzyłam oczy. Jak to mam w zwyczaju, pierwsze co zrobiłam to spojrzałam na zegarek na stoliku. Godzina dwunasta. No tak, mamy wakacje ! Jak ja to uwielbiam. Pomyślałam, że nie zaszkodzi jeszcze pospać. Moja mama doskonale wie jakim jestem śpiochem i nawet jeśli wybuchłaby bomba ja dalej bym smacznie spała. Po piętnastu minutach obudził mnie sms. Była to Zośka. Tak...ta, która jest porannym ptaszkiem, ale była na tyle kochana żeby zaczekać z pisaniem do czasu aż stwierdzi, że raczej już nie śpię. Jej błędne myślenie... Z Zośką znamy się od pierwszej klasy technikum tak samo jak i z Wiką, która jak dobrze ją znam rysuję od świtu. Jest uzdolniona artystycznie. Mam chyba sześć swoich portretów. I jestem bardzo podobna do tych cudnych bazgrołow. Zośka i jej talent ? Śpiewa. I To tak, że ciary przechodzą gdy się ją słyszy. W życiu nie przyznała, że mogłaby chwalić się swoim głosem. No cóż ja swoje wiem i Wiktoria z resztą tak samo. No i jak już jesteśmy przy talentach...jedyne co ja potrafię to gotować i piec. I chodź to robię nie poszłam na zawód kucharza. Nie kręci mnie to do tego stopnia. Nasza trójka w tym roku zakończyła naukę w technikum. Teraz mamy zamiar iść na studia. Każda na inne, ale jednak nie śpieszy się nam nigdzie i do tego nie stać chwilowo nas na całe studia. Kupa kasy nie oszukujmy się. Po tych całych rozmyśleniach o nas i naszej przyszłości w końcu ruszyłam tyłek. Wyszłam z pokoju a tu co ? Cisza. A teraz dlaczego ? Ponieważ mam całe piętro dla siebie. Moja kochana starsza siostrzyczka raczyła się w końcu wynieść. Niestety na dole nie było tak cicho, wręcz przeciwnie hałas jakby wybuchła tam jakaś ostra wojna. Zbiegłam szybko po schodach żeby sprawdzić o co chodzi. Z kim moja mama mogła się kłócić. Nikogo nie było w domu prócz psa. Tata pracuję za granicą, nigdy nie chciał szukać pracy w naszym kraju.
- Co tu się dzieję ?- burknęłam cicho lecz stanowczo.
  - W końcu zadzwonili do mnie...no wiesz o tą prace- moja mama wymawiając te słowa była roztrzęsiona i zła. Na co?!
 - Pomału... dlaczego tak hałasujesz od rana ?- mój głos brzmiał jak na razie spokojnie
- Jakiego rana ! Weronika nie przesadzaj ! – wydarła się na mnie jakbym powiedziała coś obrażającego jej osobę. – z resztą.... szukam tych papierów... leżały cały czas na swoim miejscu, ale gdy są potrzebne oczywiście ich nie ma !- wydzierała się na cały dom i wymachiwała papierami. Po dłuższym poszukiwaniu znalazłyśmy te ważne papiery. Co się okazało, że trzymała je w rękach przez dłuższy czas. Mama pojechała za pracą. A więc postanowiłam w końcu coś ze sobą zrobić. Kąpiel, cała masa rzeczy, które robię z rana. W końcu ubrałam się tak jak na co dzień czyli krótkie spodenki i zwykła koszulka. To znaczy zwykła dla facetów. Noszę najczęściej męskie, ponieważ w takich my wygodniej. Poszłam do kuchni aby zrobić śniadanie. Dzwonek do drzwi. Zośka.
- Takie tam pytanie.... co Ty wyrabiasz z komórką ?- burknęła pod nosem wchodząc do mojego domu bez pozwolenia. Nie gniewam się doskonale wie, że może czuć się jak u siebie. Ale jest wychowaną dziewczyną i zdejmuję buty jak to przystaję na kulturalnego człowieka. Uśmiechnęłam się do niej.
- no witaj, miło Cię widzieć- złapałam ją za brodę i zaśmiałam się.  Wyrwała się, ale zna mnie. Wszystko obracam w żart. Moja kochana przyjaciółka przychodząc do mnie pierwsze co robi ? Podkrada się do kuchni z myślą, że znajdzie coś co przyrządziłam na śniadanie. Jedna z wielu osób, która kocha moją kuchnię. Zawsze mi z tego powodu miło.
 - To co Cię sprowadza tak wcześnie? – wzięłam dwie butelki soku i usiadłyśmy się na kanapę w salonie.
 - Wcześnie ? A z resztą nie można z Tobą gadać o takich rzeczach. Słuchaj mnie- powiedziała już z powagą. – Od trzech lat zbieramy na wyjazd do Londynu...czy już nie jest czas aby wyjąć z świnki skarbonki tą kasę, która aż się o to prosi ?!- spojrzała błagająco a za razem strasznie na mnie. Tak po części to ma rację. Ja, Zośka oraz Wika zbieramy pieniądze od drugiej klasy na to aby wyjechać do Brytanii, no ja to chciałam na stałe, ale nie dziewczyny...Są chyba zbyt przywiązane to ojczyzny. Kochałam je, ale wiedziałam też, one również, że pewnego dnia ja wyjadę na stałe. Po dłuższym zastanowieniu się stwierdziłam, że przecież ma rację. Mamy gnić kolejne wakacje tu. W domu ? To bez sensu. Należy nam się trochę rozrywki. A do tego jesteśmy już pełnoletnie. Decydujemy o wszystkim same. To ten cudowny plus bycia pełnoletnim. Chodź cała reszta jak zarabianie na siebie i tak dalej należało do moich minusów.
 - Masz rację. Czas na zabawę!- wtuliłam się w nią i zamknęłam oczy aby sprawdzić jak to by mogło wyglądać. Te nasze wakacje.
  - Taak! Kochane sklepy! Czekajcie na mamusie! – wydarła się i zaczęła klaskać jak pięciolatka z radości. Jestem przeciwna ! Chodź jestem dziewczyną, serio.....dziewczyną całkowicie inną od reszty ! Nie znoszę chodzić po sklepach za ciuchami, butami etc. Ile można ?! Gorsze jest przymierzanie tego wszystkiego i w ogóle. Jestem na nie jeśli chodzi o te rzeczy. Spojrzałam na przyjaciółkę krzywo, ale po chwili słaby uśmieszek pojawił się na mej twarzy.
 - Oj wiem, że tego nie znosisz, ale my z Wiką możemy tak....
  - Godzinami ! Wiem o tym....- musiałam przerwać, nienawidzę tego. Milion godzin na zakupy ! Jea ! Chyba wolę iść  spać. Tak jestem dziwna ? No cóż. Wredna też potrafię, ale wcale nie chcę. Wystarczy, że moje słownictwo jest strasznie sarkastyczne. A nie wszyscy to lubią. Sięgnęłam po komórkę i wykonałam dwa połączenia. Do mamy oraz do Wiktorii. Moje ucho z ledwością wytrzymało krzyk mojej drogiej przyjaciółki na wieść o zaplanowanych już wakacjach na ten rok. Za to mama była obojętna. Kocham ją bardzo, ale nie mam u niej wsparcia jak  każda inna  przeciętna nastolatka. Od zawsze tak było i doskonale wiem, że tak będzie. Gdy byłam mała nigdy nie kierowała mnie ku zainteresowań jak : instrumenty, taniec czy inne ciekawe talenty, że tak to ujmę. Sama zawsze musiałam dopiąć swego. Udawało się. Zarabiałam na kurs gry na gitarze i przy okazji poznałam wspaniałego człowieka, który nauczył mnie grać na perkusji oraz pianinie. Ale w domu obecnie mam tylko gitarę. Pieniądze przeznaczyłam również na kursy taneczne i kurs nauki języka angielskiego. Finansowo wspomagał mnie tata oraz nieraz babcia. Nie wiem czy to był cel mojej mamy ? Chciała abym właśnie sama to osiągnęła co chcę ? A może chodzi o to, że ona tego nie miała gdy była młoda. Nie dowiem się raczej tego. Nawet nie wiem czy chcę. Tak czy siak, zapowiadały się cudowne wakacje i to liczyło się teraz najbardziej.




No to jest pierwszy.... No nie wiem czy was wciągnie... I czy w ogóle będzie ktoś się z tym męczył :x
Ale miło by było <3 
Także... historia się rozwinie i jedyne co mogę zdradzić bo jak już pisałam wcześniej, że moja historia się rozkręca pomału to chłopcy pojawią się w rozdziałach od 1-10 na pewno xd Bez nich nikt by nie czytał XD